poniedziałek 4 rano w maju przekraczamy granicę między stanami Wiktoria a Nową Południową Walią i jedziemy w kierunku Batemans Bay, Narooma, spędź noc nad jeziorem Burrill, przekroczyć Ulladulla i przejechać mostem Sea Cliff Bridge Cliff. W sobotni wieczór docieramy na przedmieścia Sydney, gdzie omal nie pochłonie nas ruch uliczny i labirynt arterii największego miasta Australii, gdzie mimo obaw spędzamy cudowną niedzielę.
Wiedzieliśmy, że pobyt w mieście będzie nas oczywiście kosztował więcej niż zwykłe tułaczki, ale dla większej prostoty wybieramy pole namiotowe - Park turystyczny Lane Cove – na północ od CBD : trzydzieści dziewięć dolarów (~28€) noc, rozsądna cena za świadczone świadczenia : brak parkingu do zapłaty?, dwie noce i śniadania w spokoju, bo kemping znajduje się w parku narodowym, to wszystko około pół godziny od centrum miasta. Trzeba będzie sprawdzić opłaty za pociągi – zwykle siedem dolarów (~5€) idź - bo na liniach jest praca : autobus zapewnia wymianę bezpłatnie !
Przyjeżdżamy z północy i widzimy szczyt mostu Harbour Bridge, zanim przejdziemy przez niego, odkrywając Sydney, jego zatoka i jego opera?, który widziany w prawdziwym życiu ma większy wpływ niż zdjęcia i jest wart obejrzenia. Obchodzimy go dookoła, aby zobaczyć go ze wszystkich stron. Tuż obok znajduje się Circular Quay, skąd odpływają promy na wodach Port Jackson lub rzeki Parramattatta, wyruszamy na przeprawę - $15,20 (~10€) wycieczka w obie strony dla jednej osoby - do Manly, o której kilkakrotnie byliśmy informowani.
Rue du Corso, animowany przez ulicznych muzyków, nous amène jusqu’à la plage, coin sympathique sans être sensationnel – peut-être parce que venant de la Côte d’Azur les plages touristiques auraient plutôt tendance à nous faire fuir 😉 . La marche au bord de l’Océan Pacifique – ou la Mer de Tasman – jusqu’à Shelly Beach est agréable. Nous dégustons une bière dans une micro-brasserie avant de prendre la bateau retour avec l’arrivée par les eaux dans Sydney, qui vaut à elle seule la balade : à l’avant du ferry nous nous sentons un instant dans les bottes des convicts et des immigrés de l’époque.
Après un petit arrêt dans le hall de la Custom House pour marcher sur Sydney – miniature de la ville 🙂 – nous poursuivons notre visite historique en s’enfonçant dans les rues du quartier The Rocks, où se sont établis les premiers colons en 1788 : marins, marchands, convicts, qui construiront Sydney et son port.
Le Rocks Discovery Museum nous fait gratuitement remonter dans le temps, nous faisant découvrir la région de l’Holocène à nos jours, région appelée Warrane par ses premiers habitants : le peuple des Gadigal.
Après un tour sur le pont, jusqu’à la base du pylône sud, odwiedzamy obserwatorium, które działa od tego czasu 1838 – na szczycie swojej głównej wieży, pod wiatrowskazem i krzyżem kierunkowym wskazującym cztery punkty kardynalne, ma kulę czasu, która każdego dnia opada o godzinie 13:00, aby publicznie wskazać godzinę – ze szczytu wzgórza podziwiamy zachodzące nad miastem słońce. Ostatnie piwo w The Rocks i wracamy na kemping, zachwyceni naszym dniem.
Więcej zdjęć w nowy album ! [Średni > migawki > 2015 > Nowa Południowa Walia]
Mam łzy w oczach. Tęsknię za Sydney.
Więc, ça fait quoi de marcher sur les pas de Zusje pour une fois ? 😉
Kiss-love-flex-kornflakes.
Dbać